Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

da? Mają na Pomorzu jezioro, dziesięć razy większe niż plac Zgody. Leczę ją na artretyzm, urocza kobieta. Zna zresztą panią Verdurin, o ile mi się zdaje.
Co pozwoliło panu de Forcheville, kiedy się znalazł w chwilę potem z panią Cottard, uzupełnić pochlebny sąd o jej mężu:
— Do tego człowiek taki interesujący; zaraz widać, że zna świat. Ba, lekarze wiedzą tyle rzeczy.
— Zagram motyw z sonaty dla pana Swanna? rzekł pianista.
— Czy to będzie sonata za grajcar? — spytał dowcipny Forcheville, robiąc aluzję do „kreutzerowskiej”.
Ale Cottard, który nigdy nie słyszał tego kalamburu, nie zrozumiał. Zbliżył się żywo, aby to rozjaśnić.
Forcheville wytłumaczył mu aluzję. Doktór zaczerwienił się.
— Niech pan przyzna, doktorze, że to zabawne.
— Och, znałem to od dawna, odparł Cottard.
Ale zamilkli; pod drganiem skrzypcowego tremolo, które ją chroniło swojem drżącem oparciem o dwie oktawy wyżej — jak w górskiej okolicy, — za pozorną i zawrotną nieruchomością wodospadu, widzi

220