Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ nie wszyscy znali twoją przyjaciółkę.
— Owszem, owszem, zawsze z tego coś przylgnie, świat jest taki zły.
Swann nie zrozumiał wprawdzie nic z tej historji, ale skądinąd wiedział, że powiedzenia w rodzaju: „Świat jest taki zły”, — „z obmowy zawsze coś przylgnie”, są powszechnie uznane za prawdziwe; muszą być tedy wypadki, do których aforyzmy te mają zastosowanie. Czy wypadek Odety był z ich rzędu? Swann pytał siebie o to, ale nie długo, bo i on także podlegał owej ociężałości duchowej, która ogarniała jego ojca, kiedy stawiał sobie trudny problem.
Zresztą, ów wielki świat, który tak przerażał Odetę, nie budził w niej może zbytnich pragnień; zanadto był odległy od tego który znała, aby go sobie mogła wyraźnie przedstawić. Może, zostawszy pod pewnemi względami naprawdę naiwna (pozostała naprzykład w przyjaźni z biedną ex-szwaczką, do której wdrapywała się prawie codzień po stromych, ciemnych i cuchnących schodach), była spragniona „szyku”, ale miała o nim inne pojęcie niż ludzie naprawdę światowi. Dla nich, szyk to jest emancja pewnej niewielkiej ilości osób, które ślą jego promienie na dość znaczną odległość — słabnące w miarę jak ktoś jest dalej od centrum —