Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek może być krewnym starego fujary. Gdyby tak było, wyznaję, iż nie byłoby męczarni, którejbym się nie poddał, aby stary fujara przedstawił mnie autorowi sonaty; najpierw męczarni obcowania ze starym fujarą, co musi być okropne.
Malarz wiedział, że Vinteuil jest w tej chwili bardzo chory i że doktór Potain boi się, czy zdoła go ocalić.
— Jakto! — wykrzyknęła pani Verdurin, są jeszcze ludzie, którzy się leczą u Potaina!
— Och, pani Verdurin! — rzekł Cottard mizdrząc się; — zapomina pani, że mowa o jednym z moich kolegów, powinienbym rzec: moich mistrzów.
Malarz słyszał, że Vinteuilowi grozi obłęd. I twierdził, że można to poznać z pewnych ustępów sonaty. Swannowi myśl ta wydała się możebna, ale go wstrząsnęła; ponieważ dzieło czystej muzyki nie zawiera żadnych stosunków logicznych, których naruszenie wskazuje szaleństwo, rozpoznany w sonacie obłęd wydawał mu się czemś równie tajemniczem jak obłęd suki, konia, które się wszelako zdarzają.
— Daj mi pan pokój, doktorze, ze swymi mistrzami; umie pan dziesięć razy więcej od niego, — odparła pani Verdurin tonem osoby która ma odwagę swoich przekonań i śmiało staje do oczu tym co są innego zdania. Pan przynajmniej nie zabija pacjentów!

138