Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzonym z piękności. A jeżeli zacznie ją w środku — tam gdzie serca są już blisko, gdzie mówi się o stopieniu dwojga istnień — znamy tę melodję natyle, aby natychmiast dopaść naszą partnerkę w momencie, w którym nas oczekuje.
Odeta de Crécy odwiedziła Swanna powtórnie, potem przychodziła coraz częściej. Niewątpliwie każda z tych wizyt odnawiała w nim rozczarowanie, zrodzone z widoku rysów, których szczegółów zapomniał tymczasem potrosze, nie wyobrażając sobie tej twarzy tak wyrazistą, ani, mimo młodości, tak przywiędłą. Rozmawiając z Odetą, żałował że świetna jej uroda nie jest z rodzaju, któryby doń przemawiał bezpośrednio. Trzeba zresztą powiedzieć, że twarz Odety wydawała się szczuplejsza i wydatniejsza przez to że czoło i część policzków były zakryte masą włosów, które noszono wówczas nastroszone, „utapirowane”, opadające w kręcących się loczkach koło uszu; co się zaś tyczy ciała (była cudownie zbudowana), trudno było odgadnąć jego linję pod ówczesną modą, mimo że pani de Crécy była jedną z najlepiej ubierających się kobiet w Paryżu. Stanik, sterczący niby na urojonym brzuchu i kończący się nagle szpicem, podczas gdy poniżej wzdymał się balon podwójnej spódnicy, wywoływał wrażenie, jakgdyby kobieta się składała z rozmaitych i źle do siebie dopasowa-

110