Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ca”. Możliwość takich godzin już się nie odrodzi dla mnie nigdy. Ale od niedawna, zaczynam bardzo dobrze słyszeć, kiedy nadstawię ucha, łkanie, które zdołałem powstrzymać w obecności ojca i które wybuchło dopiero wówczas, kiedy zostałem sam z matką. W rzeczywistości, łkanie to nie ustało nigdy; i jedynie dlatego że życie milczy teraz bardziej dokoła mnie, słyszę je na nowo, niby owe dzwony klasztorne, w ciągu dnia tak stłumione hałasami miasta iż zdawałoby się że zamarły, ale które zaczynają znów dzwonić w ciszy wieczornej.
Mama spędziła tę noc w moim pokoju; w chwili gdy dopuściłem się takiego błędu, że spodziewałem się iż będę musiał pożegnać dom, rodzice przyznali mi więcej, niż byłbym kiedykolwiek uzyskał w nagrodę pięknego czynu. Postępowanie ojca ze mną, nawet gdy się objawiło w tej łasce, zawsze zachowało coś dowolnego, niezasłużonego, ile że bardziej zależało od przypadkowych okoliczności, niż od przemyślanego planu. Może nawet to, co nazywałem jego surowością, kiedy mnie wyprawiał spać, mniej zasługiwało na tę nazwę, niż surowość matki albo babki. Ojciec, ze swą naturą różniejszą w wielu punktach od mojej, nie odgadł prawdopodobnie, jak bardzo co wieczór byłem nieszczęśliwy, o czem matka i babka wiedziały dobrze; ale one kochały mnie na tyle, aby nie chcieć oszczędzić

85