Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto nie podziękowałyśmy? Zdaje mi się nawet, żem to przemyciła dosyć zręcznie, odparła ciotka Flora.
— Tak, bardzoś to ładnie ujęła, podziwiałam cię, rzekła ciotka Celina.
— Ale i ty miałaś moment bardzo szczęśliwy.
— Tak, byłam dość dumna z mego zwrotu o miłych sąsiadach.
— Jakto, więc wy to nazywacie podziękować! wykrzyknął dziadek. Słyszałem, ale niech mnie czarci porwą, jeżelim wiedział, że to się odnosi do Swanna. Możecie być pewne, że on nic nie zrozumiał.
— Ale skądże, Swann nie jest głupi, jestem pewna, że on to ocenił. Nie mogłam mu przecie wyszczególnić liczby butelek i ceny wina!
Rodzice zostali sami, siedli na chwilę; poczem ojciec rzekł:
— No tak. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, pójdziemy się położyć.
— Jak chcesz, mój drogi, mimo że nic mi się spać nie chce. Nie podejrzewam, aby ta odrobina kawy w lodach wybiła mnie ze snu; ale widzę światło w kredensie i skoro poczciwa Franciszka czekała na mnie, poproszę ją, aby mi rozpięła stanik, gdy ty będziesz się rozbierał
I matka otwarła drzwi do sieni, którą szło się

81