Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siostrzeńcu pani de Villeparisis, którego u niej spotkała: „Och, moje dziecko, jakiż on pospolity!”
Otóż, to powiedzenie o Swannie miało skutek nie ten, żeby podniosło Swanna w oczach ciotki, ale ten, że obniżyło w nich panią de Villeparisis. Zdawałoby się, że szacunek, jakim, na wiarę babki, darzyliśmy panią de Villeparisis, nakładał na nią obowiązek nie robienia niczego, coby ją czyniło mniej godną szacunku. Temu obowiązkowi uchybiła, przyjmując do wiadomości istnienie Swanna i pozwalając swoim krewnym przestawać z nim.
— Skąd ona może znać Swanna? No, wiesz, jak na osobę, o której mówiłaś, że jest krewną marszałka de Mac-Mahon!
Ta opinja mojej rodziny o stosunkach Swanna znalazła później rzekome potwierdzenie w jego małżeństwie z osobą najgorszego towarzystwa, prawie kokotą, której zresztą Swann nigdy nie silił się nam przedstawić, nadal przychodząc do nas sam, mimo że coraz rzadziej. Wedle tej żony rodzina moja uważała, iż ma prawo sądzić — przypuszczając że tam ją znalazł — o nieznanem nam środowisku, w którem Swann obracał się zwyczajnie.
Ale jednego razu, dziadek przeczytał w gazecie, że Swann jest jednym ze stałych gości na śnia-

56