Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdania Bergotte’a o wszystkich przedmiotach, których nie mógł poruszyć w książkach i w których tak byłbym pragnął słyszeć jego wyroki; że wreszcie kiedy zwiedza jakieś miasto, on wędruje obok niej, nieznany i wspaniały, niby bogowie, którzy zstępowali między śmiertelnych; wówczas zrozumiałem, równocześnie z ceną istoty takiej, jak panna Swann, jak bardzo musiałbym się jej wydać gminny i ciemny. Odczułem tak żywo słodycz i niemożliwość jaką byłoby dla mnie zostać jej przyjacielem, że przepełniło mnie to równocześnie pragnieniem i rozpaczą. Najczęściej teraz, kiedy o niej myślałem, widziałem ją przed portalem jakiejś katedry, tłumaczącą mi znaczenie posągów; poczem z uśmiechem, jakże dla mnie pochlebnym, przedstawiała mnie swemu przyjacielowi, panu Bergotte. I zawsze urok wszystkich pojęć, jakie rodziły we mnie katedry, urok wzgórz Ile-de-France i równin Normandji, kładł swoje odblaski na obrazie jaki sobie tworzyłem o pannie Swann: jakaż droga do pokochania! Kiedy sądzimy, że jakaś istota ma udział w nieznanem życiu w któreby nas jej miłość wprowadziła, jestto, ze wszystkiego czego wymaga krystalizacja miłości, rzecz najistotniejszą i pozwalającą zamknąć oczy na wszystko. Nawet kobiety które sądzą, że oceniają mężczyznę tylko z warunków fizycznych, widzą w tej stronie fizycznej emanację

189