Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił równocześnie że są śmieszne? Zauważyłem także w sposobie, w jaki Swann mówił do mnie o p. Bergotte, coś co nie było mu wyłącznie właściwe, ale przeciwnie było w owym czasie wspólne wszystkim wielbicielom pisarza, przyjaciółce mojej matki, doktorowi Boulbon. Jak Swann, mówili o tym pisarzu: „To czarujący umysł, taki oryginalny, ma swój odrębny sposób mówienia o rzeczach, trochę wyszukany, ale tak pełen wdzięku! Nie trzeba podpisu, poznaje się odrazu że to on”. Ale żaden nie byłby się posunął do powiedzenia: „To wielki pisarz, ma ogromny talent”. Nie mówili nawet że ma talent. Nie mówili, bo nie wiedzieli. To bardzo długo trwa, zanim w swoistej fizjognomji nowego pisarza rozpoznamy model, który nosi miano „wielkiego talentu” w naszem muzeum ogólnych pojęć. Właśnie dlatego, że ta fizjognomja jest nowa, nie wydaje się nam całkowicie podobna do tego co nazywamy talentem. Powiadamy raczej: oryginalność, urok, subtelność, siła, i potem, pewnego dnia, zdajemy sobie sprawę, że właśnie to wszystko, to jest talent.
— Czy istnieją książki Bergotte’a, w którychby mówił o Bermie? — spytałem.
— Sądzę że w małej plakietce o Rasynie, ale to musi być wyczerpane. Może ją jednak przedrukowano. Dowiem się. Mogę zresztą poprosić Bergot-

187