Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale wydobył z niego tylko tę odpowiedź:
— Łaskawy panie, nie umiem panu absolutnie powiedzieć czy deszcz padał. Żyję tak zdecydowanie poza fizykalnemi warunkami istnienia, że zmysły moje nie trudzą się ich notowaniem.
— Ależ, mój chłopcze, ten twój przyjaciel to jakiś idjota, rzekł ojciec po odejściu Blocha. Jakto! Nie umie mi nawet powiedzieć, jaka jest pogoda. Ależ niema nic bardziej zajmującego! To głupiec.
Następnie Bloch nie spodobał się babce, bo po śniadaniu, kiedy powiedziała że jest trochę cierpiąca, zdławił szloch i otarł łzy.
— Jakże ty chcesz aby to było szczere, rzekła do mnie, skoro on mnie nie zna; chyba że jest warjat.
W końcu naraził się wszystkim, ponieważ, przyszedłszy na śniadanie z półtoragodzinnem opóźnieniem i okryty błotem, zamiast przeprosić powiedział:
— Nie daję nigdy wpływać na siebie perturbacjom atmosferycznym ani umownym specyfikacjom czasu. Zrehabilitowałbym chętnie używanie nargilów i malajskiego krissu, ale nie znam użytku instrumentów o wiele zgubniejszych i zresztą płasko-mieszczańskich, jak zegarek i parasol.
Byłby, mimo to, nadal bywał w Combray. Nie był to oczywiście przyjaciel, któregoby rodzice dla mnie pragnęli: uwierzyli wkońcu, że łzy, które mu

176