Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I śpiewał:

Łucznicy, wierna moja straży,
Czuwajcie cicho i bez snu;

I, zadawszy zręcznie parę ściślejszych pytań, wołał: „Baczność! Baczność!” lub, jeżeli, zapomocą chytrego śledztwa, zmusił przybyłego gościa, aby ten bezwiednie zdradził swoje pochodzenie, wówczas dziadek, chcąc nam okazać że nie ma już żadnej wątpliwości, zadowalał się tem, że, patrząc na nas, nucił nieznacznie:

Przecz trwożliwego syna Izraela
Wiedziesz tu kroki sam?

albo:

Pola ojczyste, Hebronu słodkie niwy,

lub wreszcie:

Jam wybranego rodu syn.

Te drobne manje dziadka nie wiązały się z żadnem wrogiem uczuciem do moich kolegów. Ale Bloch zraził sobie rodziców z innego powodu. Na początek podrażnił mego ojca, który widząc raz że Bloch przyszedł zmoczony, rzekł z zainteresowaniem:
— Co to, panie Bloch, co się dzieje na dworze, czyżby deszcz padał? Nic nie rozumiem, barometr stał wybornie.

175