Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nie poznało odrazu. A przecież, na długo wprzód, pani Sauton i proboszcz uprzedzali, że oczekują „swoich”. Wieczorem, wróciwszy do domu, szedłem opowiedzieć cioci naszą przechadzkę; jeśli niebacznie rzekłem żeśmy spotkali koło Starego mostu kogoś kogo dziadek nie znał: „Ktoś, kogo dziadek nie zna! wykrzykiwała. Cóż za gadanie!” Niemniej, wzruszona nieco tą nowiną, i chcąc mieć spokojne sumienie, wzywała dziadka.
— Kogo takiego wuj spotkał koło Starego mostu? podobno kogoś, kogo wuj wcale nie zna?
— Ależ owszem, odpowiadał dziadek, to był Prosper, brat ogrodnika pani Bouilleboeuf...
— A, tak, odpowiadała ciocia uspokojona i trochę zaczerwieniona; i wzruszając ramionami z ironicznym uśmiechem, dodawała:
— Bo mały mi powiadał, żeście spotkali człowieka, którego wuj nie zna!
I zalecano mi, abym był uważniejszy na drugi raz i nie niepokoił cioci odzywając się bez zastanowienia. Tak dobrze znało się w Combray wszystkich, ludzi i zwierzęta, że, kiedy ciocia ujrzała przypadkiem psa „którego nie znała”, myślała o nim bez przerwy, poświęcając temu niepojętemu faktowi swoje zdolności kombinacyjne, oraz wolny czas.
— To będzie pies pani Sazerat, mówiła Francisz-

119