Strona:Mali mężczyźni.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przysuwając się, a twarzyczka jéj wyrażała współczucie i zaciekawienie.
„Przywlokłem się bliżéj, żeby mu zatamować krew szmatami jakie zdołałem zedrzéć z siebie, jedną tylko ręką; ale się to na nic nie zdało, jęczał strasznie, i patrzył tak kochająco, żem sądził, iż tego nie przetrzymam. Dawszy mu tę słabą pomoc, usiłowałem zaczołgać się do strumyka dosyć oddalonego, bo gdy słońce zaczęło coraz bardziéj dolegać, biédny koń wywieszał spieczony język; alem był tak zesztywniały i osłabiony, żem się musiał tego wyrzec, i tylko chłodziłem go kapeluszem. Jak wam kto powié, że dużo cierpiał na wojnie, przypomnijcie sobie moje opowiadanie, i uwierzcie tamtemu. Niedaleko, leżał jakiś stary żołniérz z nieprzyjacielskiego obozu, postrzelony w piersi i konający. Zasłoniłem mu więc twarz chustką, bo ludzie w takim razie, zamiast pamiętać do jakiego należą stronnictwa, wzajemnie sobie dopomagają. Gdy zmiarkował że mię trapi Major, i że pragnę mu ulżyć, podniósł oczy, siny i blady z bólu, i rzekł: „Mam wodę w puzderku, weź ją, bo mnie na nic się już nie zda.“
„Nie byłbym jéj przyjął, gdyby nie to żem miał we flaszce trochę wódki, któréj dałem mu się napić. Jemu to ulżyło, a i mnie było tak, jak gdybym się sam pokrzepił. Dziwna rzecz, jak takie drobiazgi czasem wiele znaczą!“ Tu, Silas umilkł, widocznie zostając pod wpływem tego wrażenia kiedy zapomniawszy o waśniach, dopomagali sobie jak bracia.
„Opowiadaj o Majorze!“ zawołali chłopcy, zdjęci ciekawością.
„Nalałem mu wody na spieczony język, i spojrzał na mnie konik z taką wdzięcznością, do jakiéj jest zdolne tylko nieme zwierze. Ale to się na mało