Strona:Mali mężczyźni.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przytém doskonale znasz miasto, spróbuj więc, czy nie będzie lepiéj wyjeżdżać dwa razy na tydzień, niż uciekać raz w miesiąc?“
Z pewnością sprawi mi to równą przyjemność; tylko chciałbym jeździć sam jeden, bo nie lubię miéć kogoś na karku,“ rzekł Dan, i przejęty nowym planem, przybrał zaraz minę człowieka obarczonego interesami.
„Jeżeli pan Bhaer nie będzie miał nic przeciw temu, otrzymasz zupełną swobodę w tym względzie. Przypuszczam, że Emil zacznie sarkać, ale jemu nie można powierzyć konia tak śmiało, jak tobie. Ponieważ jutro właśnie przypada dzień targowy, muszę teraz przygotować spis potrzebnych rzeczy; a ty idź narządzić kabryolet, i powiedz Silasowi, żeby przysposobił jarzyny i owoce, dla mojéj matki. Wstaniesz rano, i wrócisz na czas lekcyi, dobrze?“
„Ja zawsze wcześnie wstaję, więc mię to nic nie będzie kosztować,“ rzekł Dan, poczém spiesznie zrzuciwszy z siebie kurtkę, podążył przywiązać nowy postronek do bicza, obmyć kabryolet, i z nowonabytą powagą wydać Silasowi zlecenia.
„Zanim to mu się uprzykrzy, postaram się miéć coś innego na pogotowiu, skoro napadnie go znowu ta gorączkowa ruchliwość,“ myślała pani Ludwika, i układając spis potrzebnych przedmiotów, dziękowała losom, że inni chłopcy nie są podobni do Dana.
Panu Bhaer niezupełnie się podobał ten nowy plan, ale pozwolił go wypróbować. Co się zaś tyczy Dana, rozbudziło to w nim niejakie zadowolenie, i przytłumiło dzikie zamysły, plączące mu się po głowie.
Nazajutrz wyruszył o świcie, i bohatersko opierał się pokusie wyścigania mleczarzy, udających się do miasta. Przybywszy tam, porobił roztropnie sprawunki