Strona:Mali mężczyźni.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Dobrześ się wywiązał, mój synu. Teraz poprosimy cię o przygrywkę do śpiewu.“
Była to najzaszczytniejsza, najszczęśliwsza chwila w życiu biédnego chłopca, gdy zaprowadzono go do fortepianu, na honorowe miejsce, poczém dzieci go otoczyły, i bez względu na jego nędzną odzież, patrzyły z poszanowaniem, czekając by zagrał.
Ponieważ znalazła się znana mu pieśń, więc po kilku próbach, zjednoczyły się głosy, a skrzypce, fletrowers i fortepian towarzyszyły tak potężnemu chórowi chłopców, że się aż trząsł stary dach. To wszystko tak wzruszyło biednego Alfreda, że gdy ostatnia nuta ucichła, twarzyczka zaczęła mu drgać, skrzypce wypadły z rąk, i obróciwszy się do ściany, rozpłakał się jak dziecko.
„Co ci jest, mój drogi?“ zapytała pani Bhaer, która zdążając za innymi w śpiewie, powstrzymywała zarazem Robcia, żeby nie tupał do taktu.
„Wszyscy są dla mnie tacy dobrzy, — i tak tu pięknie, — żem się nie mógł powstrzymać,“ odpowiedział Alfred ze łkaniem, i zakaszlał się okropnie.
„Chodź zemną, mój drogi; musisz się położyć i wypocząć. Jesteś znużony, więc tu zbyt hałaśliwie dla ciebie,“ szepnęła pani Bhaer, i zabrawszy go do swego pokoju, dała się wypłakać w cichości.
Skoro się uspokoił i zaczął zwolna zwierzać jéj się z utrapień, słuchała ze łzami, chociaż wszystkie były jéj już znane.
„Teraz moje dziecko, masz ojca, matkę, i ognisko domowe, więc przestań myśléć o tych smutnych czasach. Staraj się być zdrowym, wesołym, i ufaj, że odtąd będziemy cię zasłaniać wszelkiemi siłami od cierpień. Umyślnie otworzyliśmy ten zakład, aby w nim błogo spływało życie chłopcom, i żeby się uczyli ra-