Strona:Mali mężczyźni.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Oczy jego to mówią, i gdym go obudziła, rzekł jak syn marnotrawny „Matko Bhaer, ja powróciłem.“ Nie miałam serca łajać i przyjęłam go, jakby owieczkę wracającą do stada. Czy go mogę zatrzymać, Fritzu?“
„Ma się rozumiéć! widać że się ten chłopiec do nas przywiązał, więc odtąd niepuściłbym go od siebie, tak samo, jak naszego Robcia.“
Dan usłyszał jakiś luby i cichy dźwięk, jak gdyby pani Bhaer dziękowała mężowi bez słów, i w ciągu milczenia jakie potém nastąpiło, dwie duże łzy spłynęły biédnemu chłopcu po wychudłych policzkach. Nikt tego nie zobaczył, bo je szybko obtarł; ale zdaje mi się, że w owéj chwili, dawna nieufność do państwa Bhaer znikła w nim na zawsze: serce zostało poruszone, i opanowała go żywa chęć okazania się godnym ich przywiązania i litości. Nie zdradził się ani jedném słowem, lecz w duchu postanowił zamienić chęci w czyn i zalał się gorącemi łzami — czego nie dokazały na nim przedtém ani ból, ani znużenie i samotność.
„Chodź zobaczyć jego nogę; zdaje mi się, że jest w bardzo złym stanie, bo chodził przez trzy dni po kurzu i upale. Obmywał ją tylko wodą i obwiązał starą kurtką. Powiadam ci Fritz, że to dzielny chłopak, i jeszcze zeń zrobię porządnego człowieka.“
„Ufam temu droga entuzjastko, bo taka wiara jak twoja, zasługuje na to, by została uwieńczoną pożądanym skutkiem. Zaraz pójdę zobaczyć twego Spartańczyka; ale gdzie on jest?“
„W moim pokoju. — Tylko mój drogi, bądź dobrym, chociażby ci opryskliwie odpowiadał. Jestem pewna, że go tém sobie ujmiesz. On nie znosi surowości, ani wielkich ścieśnień; lecz łagodném słowem