Strona:Mali mężczyźni.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłą, i łatwą w pożyciu; dla tego téż chłopcy nazywali ją, „zuchem.“ Gdy poczęła głaskać Alfredowi głowę, zadrgały mu nieco usta, więc bystre jéj oczy przybrały zaraz łagodniéjszy wyraz, przyciągnęła bliżéj znędzniałego chłopczynę i rzekła ze śmiechem:
„Ja jestem matka Bhaer, ten pan jest ojciec Bhaer, a to są młode Bhaerątka. Chodźcie chłopcy zapoznać się z Alfredem.“
Trzéj zapaśnicy usłuchali natychmiast, i olbrzymi mężczyzna przyszedł powitać nowego ucznia, trzymając po jedném pyzatém dziecku na każdém ramieniu. Robcio i Teodorek wyszczerzyli tylko ząbki, ale pan Bhaer uścisnął się z nim za ręce, i wskazując nizki stołeczek przy kominku, rzekł przyjaźnie:
„Jest tu gotowe miejsce dla ciebie, mój synu; usiądź i osusz sobie obówie.“
„Czy mu przemokło? Mój drogi chłopcze, zdéjmij buty, a ja ci znajdę suche w mgnieniu oka!“ zawołała pani Bhaer, i zajęła się Alfredem tak energicznie, że wkrótce siedział na wygodném krzesełku, w suchych skarpetkach i ciepłych pantoflach. Z taką wdzięcznością podziękował za to, że oczy pani Bhaer znowu złagodniały, i odezwała się z czémś wesołém, bo zawsze zwykła była to czynić, gdy ją co wzruszyło.
„To są Tomka pantofle, ale ponieważ nigdy nie pamięta ubrać ich w pokoju, więc mu je odbierzemy. Za duże są na ciebie, lecz tém lepiéj, bo trudno byłoby w nich uciec.“
„Ja nie chcę uciekać,“ rzekł Alfred, i z rozkoszném westchnieniem przybliżył posmolone rączęta do ognia.
„Dobrze, dobrze; teraz będę cię odkarmiać, i leczéć z tego szkaradnego kaszlu. Jak dawno masz go, mój