Strona:Mali mężczyźni.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —


Zresztą on już będzie spał, więc mrugnij tylko na Tomka i wracaj prędko.“
Alfred usłuchał i po chwili przyszli obaj z Tomkiem, któremu, chociaż się już rozbiérał i bardzo był śpiący, nie chciało się wyrzec psoty.
„Siedźcież teraz spokojnie, to was nauczę wybornéj gry,“ rzekł Dan, gdy się we trzech skupili w około stołu, na którym umieścił butelkę, cygaro i karty. „Najpierw każdy się napije, potém pociągnie parę razy, a następnie weźmiemy się do gry. Tak robią dorośli mężczyzni i to jest doskonała zabawa.“
Piwo zaczęło krążyć w kufelku i wszyscy trzéj umaczali w niém usta, lecz Alfredowi i Tomkowi nie zasmakował ten gorzki napój. Jeszcze gorzéj było z cygarem, ale nie śmieli przyznać się do tego i wtenczas dopiéro przestali palić, gdy jeden dostał zawrotu głowy, a drugi zakrztusił się. Dla Dana były to same przyjemności, przypominające dziecinne lata, kiedy mu się zdarzała czasem sposobność, naśladować swe gminne otoczenie. Pił wówczas, palił i klął, żeby nadążyć innym, więc przejmując się duchem przeszłości, zaczął i tym razem kląć pod nosem, z obawy, żeby kto nie usłyszał.
„Dajże pokój, to brzydko mówić: a bodaj cię!...“ zawołał Tomek, który jednak wszedł w jego ślady.
„Bodajeś wisiał! Nie praw mi nauk, tylko kładź kartę, bo zabawa nic nie warta bez tego dodatku.“
„Jużbym wolał mówić ,niech cię żółw ukąsi‘, odezwał się tamten, dumny że mu się udało wymyśléć tę zajmującą klątwę.
„A ja będę mówił ,do djabła!‘, bo to dobrze brzmi,“ dodał Alfred, w którym męskie wzięcie się kolegi budziło poszanowanie.