Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/564

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między nich porucznik Kuna i jął na gwałt wypędzać ich z tego, zresztą zagrożonego przez armatę zakątka. Wrzeszczał na nich, szturchańców im nie skąpiąc, i wkrótce na wschodnim krańcu sadu stanęła secina wojaków.
— Wytrzepać skórę tym bajerskim pieronom! — mówił im porucznik.
Jak śledziona u rasowego konia, grała krew wojacka w rasowym tym żołnierzu. Mimo to, gwałt sobie zadając, rezerwował się na ostatnie, stanowcze boje a na „Oberwald“ posyłał Klakusa dobrze go w maszynówki zaopatrzywszy. Skoro kogucie czy bażancie pióra zamigotały za niedalekiemi krzakami, rozległa się spiżowa kanonada:
— Do szturmu biegiem, marsz, marsz!!... Niech żyje Polska!
Spostrzegłszy opodał siebie trębacza, porucznik skinął na niego i za biegnącymi w ogień bojowy Ślązakami poleciała piosenka legjonów Dąbrowskiego:
„Jeszcze Polska nie zginęła...“
Bez ogromnego wzruszenia Wiktor nigdy nie mógł słuchać tej pobudki. Więc porywała go w bój niepojęta siła, unosząc go ponad troską codzienną pokrytą ziemię, nad wszystko. Lecz Ziarnka mówił coś do niego, przywoływał go do przytomności, i tak widział wypadające z łańcucha powstańców i Oberwaldu ogniwa. Ujrzał padającego na twarz mężnego Klakusa i — tyły ściganych Bawarczyków.
Minuta za minutą biegły galopem z jakiemś szalonem rozpasaniem. Reszta pierwszego baonu ostrzeliwała żywo kordon ochotników, gotujących się do ataku, działo marynarzy huczało, dwie nawałnice, szosą przecięte, zmagały się wśród trzasku i huku bez przerwy. Każdy żołnierz walczył z najwyższem napięciem, bitwa dochodziła do kulminacyjnych momentów, boje wrzały i szalały