Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/563

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuł, że wiara powstańcza nie może zdzierżyć, że musi się cofnąć w nieładzie.
Aliści wyforytował się przed nią „Korfanty“ i zapanował zaraz nad szosą imperatywnie. Wrył się bowiem w gęste seciny Orgeszowców i siał ołowiem. Za tym potworem zaś dudnił ciężarowy samochód, z którego marynarze Oszka rąbali z sześciu kulomiotów, łamiąc opór niby trzcinę. Jakoż oczyścili wielką połać szosy. A po bokach jej szturmowały z nowym zapałem zagony śląskiej braci. Na gniazda maszynówek Selbstschutzu w polu rzuciła się lotna bojówka Cywki i Walerusa. Cywka sam i Hieronim Brycz, z kieszeniami pełnemi granatów francuskich, sadzili naprzód, pędzili Niemców na drogę, pod deszcz kul „Korfantego“.
Dziwne drżenie przenikało członki Kuny. Ogarniała go gorączka, potęgowało się upojne urzeczenie i mógł był zrozumieć swoją Jadwinię, gdy pod ścianą mysłowickiego domku, jakby w hypnozie brała udział duchowy w walce.
Gdy pod żelaznym naporem cofały się szeregi Selbstschutzu, gdy nacierająca nań fala zbliżała się do armaty, gdzie ogniskowała się komenda, czuł, że nadchodzi moment, w którym, bez względu na ugrzęzłe w polu drużyny ochotników, wskazany będzie atak z flanki na sedno sił niemieckich.
Już miał zeskoczyć z konaru jabłoni na ziemię, gdy, zwróciwszy lunetę w stronę Kędzierzyna, ujrzał z murów podmiejskich wynurzający się zastęp ludzi w szyku bojowym. Był to „Oberwald“ bawarski, jak poznać było można z kapeluszy tyrolskich z wysoko strzelającemi piórami. Spieszyli przez łąkę wprost na przygodną redutę Ziarnki i Kuny. A jednocześnie armata, snać znów w amunicję zaopatrzona, przesłała mu dwa pociski, jeden po drugim.
Tymczasem niemało powstańców podniosło się z zimnego posłania ziemi i wpadło do domku gospodarza po jadło i napitek. Wskoczył tam teraz