Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżywszy się do niego, porucznik zawołał:
— Uprzedzić ich przy dworcu! Nogi za pas i jazda naprzód!
Bez strzału wpadła cała secina powstańców do dwóch czerwonawych, jakby ze skóry odartych budynków mieszkalnych. Stało się to niemal pod okiem zgromadzonych na dworcu Orgeszowców. Nie mogli oni ostrzeliwać okien w tych bokiem do dworca zwróconych gmachach, które zamieniły się niebawem w nieoczekiwaną redutę, groźną dla rejterującej fali niemieckiej, na której karku jechał Cyms z drugim baonem Muelera-Oleksiny.
Trzymając swych ludzi mocno na uwięzi, porucznik odczekał aż z poza domów Starego Koźla wynurzyły się na szosę liczniejsze grupy ochotników wrocławskich i wtedy dopiero rzygnęły z okien kulomioty. Zaraz w pierwszym momencie padło plackiem na bruk kilkunastu ludzi, a, że z tyłu zbliżał się ku nim ogień pościgu, rozbiegli się na wsze strony. Nie zdołali dobiedz do opiekuńczych murów dworca. Powstańcy wyskoczyli na dwór i nuże ścigać ich w opłotki zagród. Pukanina rozlegała się raz tu, raz tam. Za ich przykładem poszedł baon drugi; rozbił się w gonitwie i stracił z uwagi dworzec, gdzie dzięki temu udało się placówce dworcowej uratować przygotowany pociąg i uciec do Pogorzelca.
Pozostawili wszakże we krwi na bruku lwią część swych kamratów, tudzież niemało broni. Wśród nich jęczało kilku studentów wrocławskich.
Długo, długo rozlegała się trąbka, nim przy dworcu zebrała się rozpierzchła brać powstańcza ze zdobyczą. W mrowisku tem panoszył się z pancernych bloków i płyt spojony samochód, na którego