Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Napisałem to wyraźnie w swym liście.
— Jakto?! Ja sądziłam, że pan żałuje serdecznie tego listu i przyznaje, iż pisząc go, nie wiedział pan, co czyni...
— Może uniosłem się trochę, może użyłem zbyt mocnych wyrażeń, jednakże nie pragnę pojednania z ojcem, jeśli ojciec przeobraził się w Polaka...
— Pan nietylko nie pragnie pojednania, ale pragnie zapędzić ojca do grobu za to, że przeobraził się w duszy w Polaka... To niesłychane!
— Więc on głosował za Polską?!
— Ojciec pański był przez całe życie Górnoślązakiem, niczem innem. Z tego nie robił nigdy tajemnicy. A Górnoślązak mógł równie dobrze głosować za Polską, jak za Niemcami. Pan zaanektował sobie tego Górnoślązaka na rzecz Niemiec i stawił mu wymagania takie, jakby rodowitemu Niemcowi, i to z bezwzględnością do granic pomsty i okrucieństwa sięgającą... To nie do wiary!
— Więc ojciec głosował za Polską?
— Za Polską!
— To nie do wiary! — syknął z goryczą sędzia.
— Poniekąd pan sam przyczynił się do tego.
— Czyż pani może to wiedzieć z całą pewnością?
— Ojciec pański nie ma wobec mnie sekretów.
Walter wzburzony odsapnął ciężko.
— Straciłem ojca...
— A on nie miał w panu syna.
— Nie przestąpię tych progów już nigdy!
— Napróżno by się pan do nich dobijał!
Sędzia powstał i ona podniosła się szybko na nogi, jakby do walki.
— Czy pan zamierza prowadzić nadal tę walkę podstępną przeciw bratu?
— Zobaczymy... — syknął jak wąż sędzia
— Chociaż pan pojmuje, że przez to zabija pan ojca?