Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie patrzysz mi w oczy! — wycedziła smutna kobieta. — Chodź i siadaj tu przy mnie!
Przytulił się do jej boku. Ona zajrzała mu głęboko w źrenice i westchnęła. Zamknął oczy, usłał twarz na jej piersi. Dojmujący ból rozdarł mu duszę; uświadomił sobie, że czeka ich rozłąka i wypadnie mu pozostawić ją samą, tak okropnie samą.
— Moja Jadwiniu, musisz nareszcie pojechać do Wilczej. Matylda zanudza nas, upominając się o twoją wizytę. A kiedy przybędzie twoja matka?
— Dopiero przed Świątkami.
— Napisz, aby koniecznie przyśpieszyła swój przyjazd. Boję się, abyś mi się nie szastała zbytecznie. Ty potrzebujesz spokoju. W twoim stanie... Chlubisz się swym rozsądkiem. Zobaczymy, czy to nie blaga.
Doznał wielkiej ulgi, więc gadał dalej w ten deseń, niby niefrasobliwie, i wplatał żartobliwe, humorem wisielca zaprawiane zwroty.
Ona słuchała cicho, wyczuwając to bolesne drżenie serca, jakie wibrowało spodem jego upomnień i żartów. Nie miała słowa. Muskając jego głowę dłonią, piła radość bieżącej chwili, zasklepiała się przed ogarniającemi ją smugami smutku w świadomości, że go ma.
Pocałowała go w usta i przywarli do siebie serdecznie, w skurczu bolesnej a dynamicznie tem silniejszej miłości, szukając zapomnienia o jutrze.
Żegnali się bezwiednie.
— Nie mówiłam ci jeszcze — poczęła po chwili Jadwinia — że przybiegł do mnie dzisiaj Froncek. Opowiadał, że przybył do willi ów Baum czy Bauch, niby to, aby coś sprzedać czy kupić, i wdał się w gawędę z pokojówka. O wyjeździe dyrektora wiedział, ale pytał dokąd i na jak długo wyjechał on z Mysłowic. Froncek przysięga, że ów Baum, to szpieg. Podobno ty sam przestrzegałeś go przed nim, więc Froncek łowił uchem jego słowa. Nie