Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szania i teroru. Musimy przeto pomyśleć o wysłaniu delegacji do generała Le Ronda, która domagałaby się wzmocnienia wojsk koalicyjnych, zaprowadzenia służby bezpieczeństwa na targach, w kolejach i t. d. oraz przeprowadzenia kontroli napływowych osobników i rozbrojenia bojówek.
— Mam nadzieję, — dorzucił jeszcze Augustyn, zwracając się do dyrektora — że Oberschlesische Volkspartei przyłączy się do tej akcji a wśród delegatów nie zabraknie p. dyrektora Kuhny...
— Mówiono o tem na zebraniu Volkspartei. Trzeba coś przedsięwziąć! — mruczał i kiwał głową dyrektor, a w duszy odżegnywał się od osobistego udziału w delegacji, wszelkie wysuwanie się na front uważając za nierozsądne. Bał się tego jak ognia.
Chociaż pani Matyldzie wydawało się, że życie w pow. Gliwickim stanie na miejscu, skoro wyjedzie z niego kontroler landrata, Augustyn bawił przez dwa dni przy boku Wiktora, zażywając zasłużonych wywczasów i wprowadzając wykolejonego osobistemi przejściami przyjaciela w tok spraw publicznych.
Odkąd wyrósł niemal na głowę powiatu, Augustyn nabrał rezonu i przejął od żony coś z rozsadzającej ją dumy. Przybierał minę dynitarza, drapował się niekiedy w powagę ojca ojczyzny i Wiktor zauważył, że Matylda, i plika akcji kopalnianych, jakie z nią dostał w posagu, a głównie wyniesienie z cienia na stanowisko niemal urzędowe, zepsuły mu trochę dawnego Augustyna, który przemawiał do niego tak silnie swym kryształowym idealizmem duszy. Wsączana w niego ambicyjki i obniżano go duchowo. A w Wiktora oczach nawet trochę ośmieszano.
Więc, gdy Wiktor pozostał z matką sam na sam, zauważył:
— Wydaje mi się, że Matylda przez małżeństwo zgłupiała, a Augustyn głupieje przy niej.