Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej widok zdejmowały go ciągoty. Czy nie należałoby sobie wylać na łeb kubła zimnej wody?
Krótko po obiedzie, wsadziwszy Froncka na tylne siodełko motocyklu, prysnął do Szopienic, gdzie udał się najpierw do Straży Obywatelskiej, by rozpytać o Lisa. Ale niczego się nie dowiedział.
Nie mając pojęcia, co mogłoby naprowadzić go na trop zaginionego, postanowił pogadać jeszcze z Lisową, oraz z zwerbowaną przez jej męża bojówką, w nadziei, że poinformowany dokładnie o tem, z kim szynkarz ostatniemi czasy pił i kumał się, wpadnie na przypuszczenie, wytykające mu drogę postępowania. Stał jak detektyw w obliczu zagadki.
Zmierzając wszakże z Fronckiem do gospody Lisa, Wiktor przypomniał sobie, co pani Fryda wzmiankowała o przytulisku nocnem, utrzymywanem przez karczmarza Wernera. Zagadnął przechodnia, gdzie ono się znajduje, i zwrócił się z głównego traktu na zbocza osady, której czepiały się tam brudno-czerwonawe domostwa i zespoły murów mieszkalnych.
Na dziedzińcu, w którego głębi miał kryć się przed ludźmi ów „szlafhauz“, zapewne dla przybłędów i szumowin społecznych przeznaczony, rozpanoszyły się wozy, skrzynie, grupy starych mebli i gratów i kupy żelastwa. A wszystko to robiło wrażenie ogromnego śmietnika, w panującej dookoła martwocie, czekającego zupełnej zagłady. Wstęgi dymów z niedalekich kominów ciągnęły się leniwie ponad kręgiem niskich domostw, w których mieściły się stajnie, stolarnie, remizy i składy towarów.
Do nich przypiął się wstydliwie jednopiętrowy, z tynku niemal odarty domek, bokiem do zagonów warzywnych i rżysk zwrócony. Mieszkał w nim na piętrze karczmarz Werner, którego nędzna knajpa mieściła się w jednej z pobliskich, na pola wychodzących uliczek. A na dole, za wysoko przysło-