Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niebawem udał się do Niemców. Nie z miłą dla nich propozycją, lecz poprostu z żądaniem, by się poddali.
W istocie, jeśli mimo wszelkie ich środki obrony, garść pieronów zdołała podsunąć się po nagocie boiska niemal pod mury ich twierdzy, czegoż mogli oczekiwać w pomroku nocy? Niemniej jednak kapitan Zycherki wzdrygnął się przed złożeniem broni. Odrzekł: nie!
W tym czasie ochotnicza partja wkopała się w piachy, ukryła jako tako po za nikłym pagórkiem osypisk. A cienie wieczoru osnuwały ich głowy i z błogosławionej ciszy czerpali nowe zasoby hartu i męstwa.
Na skłonie niebios rozwlokły się krwawe zorze, złotem lamowane, i skędyś, z oddali rozłogów zamiejskich, niby zaranna nuta skowronka, leciał głos dzwonu na Anioł Pański. Dzwonił w przestwory, zwiastując dzieciom ziemi godzinę pokoju.
Jasnowłosa Warszawianka przylgnęła plecami do ściany domku. Przymurowana do niej, rozkrzyżowana na białem tle, z oczyma pełnemi łez wzruszenia i lęku zamieniła się w posąg żałosny, cmentarny. Płonął w niej stos uczuć, drżała harfa duszy i śpiewała hymn: Boże coś Polskę...
Szybowała swą istotą nad drużyną śmiałków i zamierała w lęku o niego — ukochanego. Bo kochała go, kochała bez miary. Teraz objawiło się jej to z mocą bezapelacyjną. Długo wikłała się w cierniach utajonych skrupułów i krępowała serce zakazem, aż rozbroiła ją miłość i porwała ponad wszystko. I czuła, że lżej byłoby poledz z nim tam, w deszczu kul, aniżeli ujrzeć go w krwi, bez życia.
Purpurowe blaski na niebie przeobrażały się w strugi smętnych fioletów i po nich nadchodziła powoli noc.
Pod jej płaszczem powstańcy postanowili gremjalny walny atak na przygodną stannicę niemiecką. Przedtem należało poczynić przygotowania, a mia-