Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten kraj przestał był mi obcym, stał się nawet bliskim.
— To mnie cieszy — rzekła pani Agata, a Wiktor ozwał się z cicha:
— Panna Orzelska zbiera, kolekcjonuje interesujące wspomnienia... Ale dotąd była dopiero dwa i pół razy przedmiotem napaści...
Ona zarumieniła się, zmieszała, posłała mu śliczne spojrzenie i zawołała:
— Jak pan będzie ze mnie żartować tak niemiłosiernie, to...
Utknęła, a on spytał ciekawie:
— To co?
— To... nic! — odparła, pochyliwszy głowę.
— Gdzie i kiedy była pani wystawiona na napaści? — zagadnął ją Widera.
— Raz w Oleśnie w dzień 3-go maja, gdy niosłam chorągiew polską przez miasto w pochodzie, drugi raz w Murckach a te pół raza to pan porucznik jeden wie.
— Dzisiaj! — wtrącił Wiktor. — Ponieważ atak nie był wręcz, bezpośrednio na panią wymierzony, liczę to za pół.
— A teraz ty policz swoje sprawki! — ozwał się po niemiecku dyrektor do syna.
— Nie! Bo wydałoby się, żem hultaj.
— To i tak już wiadomo.
Jeszcze przez chwilę ojciec i syn toczyli taką szermierkę, zaczem troskliwa pani Agata poczęła zapędzać pannę Jadwigę do łóżka. przez wzgląd na jej przejścia.
Gdy panie wyszły z pokoju, Wiktor wysunął się za niemi do przedsionka i zbliżył do panny Orzelskiej pokornie.
— Bardzo się pani gniewa na mnie, że pozwoliłem sobie z niej pożartować?...
— Nie, wcale nie, bo panu jednemu to wolno. Gdyby nie rycerskość pana, to moje „wspomnie-