Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze lękając się o siebie, wyciągnął do niego rękę.
— Ufam, że święcie dotrzymasz tej przysięgi? — rzekł Wiktor i uścisnął jego dłoń.
Wkrótce potem Lis wraz z kilku komunistami powiózł go w pobliże najbliższej stacji kolei.
Wysiadłszy z samochodu, który zaanektowali sobie komuniści, sędzia całem tem przejściem przybity, zwrócił się do Lisa z cicha.
— Maksie, tyś był w zmowie z Wiktorem?...
Lis podrapał się za uchem i po chwili odparł flegmatycznie:
— Herr Amtsrichter, ja panu uratowałem życie...