Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje mi się, że krótko po przybyciu wojsk Hallerowskich do Warszawy, będąc w restauracji Hotelu Europejskiego z ojcem, widziałam tam pana. Był pan bowiem w towarzystwie naszego dalekiego kuzyna, Pochwalskiego.
Czy Wiktor był naówczas ślepym, że nie zauważył tak ponętnej, jak różowa róża panny? Nie mógł tego pojąć, lecz rozpłynął się w przyjemności, jaką sprawiło mu to, że ona spamiętała sobie jego fizjognomję. Snać lękając się, by nie wywnioskował z tego, że urodą swą wywarł na nią pewne wrażenie, a więc nie dowiedział się prawdy, panna Jadwiga próbowała się maskować.
— Wtenczas mundur Hallerowski był w Warszawie czemś nowem, że wszyscy przyglądaliśmy się tak popularnym żołnierzom naszym z Francji..
— Pan porucznik — ozwał się Buła — wojował już z Miemcami we Francji i tak mu się to spodobało, że codzień jednego Miemca by zjod. Jo nie szpasuje. Łon jeszczy dzisia pociemku, skiż przyjemności, połknie pare orcholów.
— Jakto? — zdziwiła się panna Jadwiga. — Czy pana czeka jeszcze dzisiaj druga rozprawa z jaką bojówka?
— Być może, być może... — wyrzucił porucznik i urwał.
Umilkł nagle i ona, patrząc w jego tajemniczą twarz, nie miała słowa.
Gospodyni podsunęła im przekąskę, nalała mleka i poczęła ubolewać nad trudnościami, na jakie napotykała wszelka praca agitacyjna. Rozwinęła się rozmowa. Wreszcie Wiktor, rad nie rad, spojrzał na zegarek i podniósł się z krzesła. Gdy na pożegnanie podał rękę pannie Orzelskiej, agitatorka spytała:
— Czy nie mogłabym dowiedzieć się, gdzie i jaką to rozprawę zamierza pan porucznik stoczyć