Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ przeciwnie, zbeształem go za to porządnie. Na jego uniewinnienie wszakże muszę dodać, że nieprzewidziana szybkość pańskiego działania skłoniła go do tego. Gdybyś był nam zostawił kilka godzin czasu, byłbyś uszedł tej napaści...
— I byłbym miał ten zysk, bez wątpienia, dzielić los panów Ganimarda i Sherlocka Holmesa?
— Otóż to właśnie, — zaśmiał się serdecznie Lupin. — A ja nie zaznałbym okrutnej trwogi, jaką mi stan twój sprawił. Przysięgam, że przeszedłem straszne chwile, a dzisiaj jeszcze bladość twoja jest dla mnie palącym wyrzutem. Przebaczyłeś mi?
— Dowód zaufania, jaki mi okazałeś, oddając mi się w ręce — byłoby mi bowiem tak łatwo przyprowadzić kilku przyjaciół Ganimarda! — ten dowód zaufania wyrównuje wszystko.
Czyż mówił seryo? Przyznam się, że byłem zawiedziony. Walka między tymi dwoma przeciwnikami rozpoczynała się w ten sposób, że nie mogłem się niczego dorozumieć. Byłem raz obecny przy spotkaniu się Arsena Lupin z Sherlockiem Holmes i przypominam sobie doskonale ich dumne postawy, ich brutalne i aroganckie napaści na siebie, mimo pozoru grzeczności i uprzejmości.
W tem spotkaniu nie było nic z tego wszystkiego. Arsen Lupin był ten sam w swojem postępowaniu. Lecz jak różnym był jego przeciwnik! Byłżeto rzeczywiście przeciw-