Strona:M.Leblanc - Wydrążona igła.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w krypcie. Arsen Lupin zdrów, silny i szczęśliwy, i zdecydowany korzystać jak najwięcej ze swej niezależności.
Śmiałem się również.
— Poznaję dobrze, że to pan, i weselszy, niż podczas naszego ostatniego spotkania się w zeszłym roku... winszuję.
— Lecz w jaki sposób dostałeś się pan tutaj? — spytałem.
— Mój Boże, wszedłem tak, jak każdy śmiertelnik — drzwiami. Nie spotkawsźy na wstępie nikogo, przeszedłem przez salon i pokój balkonowy i jestem.
— Dobrze. Ależ skąd wziąłeś pan klucz?
— Pan wiesz przecie, że dla mnie drzwi nie istnieją. Potrzebowałem pańskiego pomieszkania, więc wszedłem.
— Do usług. Czy mam odejść?
— Cóż znowu. Nie będziesz nam pan przeszkadzał. Mogę panu nawet zaręczyć, że to będzie interesujący wieczór.
— Spodziewasz się pan kogo?
— Tak, oznaczyłem rendez-vous na dziesiątą godzinę.
Spojrzał na zegarek.
— Już dziesiąta. Jeżeli telegram na czas doszedł, osoba ta nie spóźni się.
Jednocześnie rozległ się dzwonek w przedpokoju.
— Nie mówiłem panu? Nie, nie fatyguj się pan... sam pójdę.
Z kim, do dyabła, mógł się tutaj umówić, i jakaż będzie ta scena, która się ma za chwilę