Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie jestem pani wrogiem. Musimy pomówić ze sobą w ważnej sprawie.
— Och! — rzekła kobieta. — Znam cię, jesteś Arsen Lupin.
Arsen zdumiał się. Skąd mogła go znać, a zwłaszcza dlaczego poznała go pod tem przebraniem. Był tak osłupiały, że nie próbował jej przeczyć, jakkolwiek było to nieledwie równoznaczne ze zdaniem się na łaskę nieznajomej. Wnet jednak odzyskał przytomność. Nagłym ruchem zerwał z głowy kobiety koronkową chusteczkę i upajał się widokiem jej pięknej twarzy. Miał ją więc przed sobą, tę dumną, surową piękność o kruczych włosach i stalowych oczach. We włosach tych zauważył kilka srebrnych nitek, musiała chyba wiele cierpieć, bo była jeszcze młodą.
— Ja także znam panią — rzekł po chwili. Teraz z kolei ona się zmieszała.
— Pan? Mnie? To niemożliwe.
— Widziałem cię pewnej nocy w willi Daubrecq’a, widziałem sztylet, wzniesiony nad jego głową. Jesteś pani odważną, ale chciałaś popełnić szaleństwo. — Usłyszawszy to, kobieta chciała się zerwać do ucieczki, ale Arsen zatrzymał ją.
— Nie, nie odchodź pani. Musimy się porozumieć. Muszę wiedzieć, kim jesteś. Daubrecq jest wrogiem twoim, nieprawdaż? Trzyma cię w zależności. Ja cię wyzwolę, zrobię wszystko, co mogę. Zaufaj mi tylko, we dwoje zwyciężymy go. Wesprę panią całem mojem doświadczeniem.
— Dlaczego? W jakim celu? — pytała nieufnie.
— Nie traćmy czasu napróżno. Daubrecq zaraz powróci, spostrzeże się, że go oszukano przy telefonie.
— Jakto? Przecież to senator Delbery.
— Nie, to ja telefonowałem, a raczej jeden z moich wspólników.
W tej chwili dobijano się już do loży. Silnem uderzeniem pięści wysadził Dąubrecq zamknięte drzwi. Spostrzegł oczywiście natychmiast obecność intruza.