Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Arsen zaś wycofał się do izdebki Wiktorji i przetrawiał tam przeżyte wrażenia.
— Ciekawa pantonima — myślał — ciekawa kobieta. Jakże chętnie pobiegłbym za nią, by ją prosić o słówko rozmowy. Co za oczy! Takie więc wizyty przyjmuje pan poseł nocną dobą, gdy policja straci go z oczu. A może ta kobieta jest z policji. Chociaż nie, w tem kryć się musi jakiś zadawniony dramat, może tragedja. Muszę się dowiedzieć, kim jest tajemnicza piękność, a może uda mi się namówić ją do współdziałania. Ta piękna pani nie musi żywić zbyt słodkich uczuć dla pana posła, chociaż kto wie? Kobiety bywają takie dziwne, nienawiść bywa u nich niekiedy jedną z form miłości.
Nie mógł zasnąć. Czuł, że obraz kobiety o stalowych oczach prześladować go będzie natrętnie. Czy była naprawdę piękną? Była to twarz raczej surowa, dumna, nieubłagana, która nie oczarowałaby może amatorów świeżych twarzyczek o niewinnych oczach dziecka. Ale komu raz zapadło w duszę przeszywające spojrzenie tych stalowych oczu, ten nie zapomni o nich tak łatwo.
Jaka przytem odważna, jaka dumna! O mały włos, a zabiłaby swego wroga, czy kochanka, bo jednym lub drugim musiał być dla niej czcigodny poseł. Ale i on był godnym jej partnerem. Nie ukarał jej za ten sztylet wzniesiony do morderczego ciosu, zbagatelizował to zajście, jak zwykły kaprys kobiecy. A może był wogóle pewnym, że go nie zabije. Czego chce od niego? Dlaczego przychodzi do niego sama w nocy, skoro go nienawidzi?
Przed świtem opuścił Lupin izdebkę Wiktorji i nie powrócił przez dni kilka do willi Daubrecq’a. Czuł się tak roznamiętniony drażniącą tajemnicą, że zmuszony był czuwać pilnie nad sobą, aby nie strzelić jakiego bąka. Nie znaczy to jednak, jakoby zaniechał wszelkiej działalności w celu bliższego jeszcze poznania prywa-