Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twego stanu, któraby wyglądała równie zacnie, szanownie, uczciwie, tak była ochędożna, pracowitą, bez zarzutu, jak ty. Jesteś perłą w swoim rodzaju moja Wiktorjo, i gdyby twój teraźniejszy pan znał się trochę na tem, jak powinna wyglądać służba w przyzwoitym domu, byłby z ciebie dumny. Ale to musi być dziki człowiek, nieprawdaż?
— Tego nie powiem, owszem, grzeczny z niego pan, tylko zadaje mi czasem takie dziwne pytania.
— O cóż się pyta?
— Ile dostaję od pana Maurycego Prasville; czy nie był tu w ostatnich dniach? Czy nie wpuszczałam kogo w nocy? Widzisz, on wie już z góry o twojej dzisiejszej wizycie.
— To nic, powiesz mu, żem szukał znów i żem nie znalazł.
— Czego? Czy chodzi o ten utrapiony korek?
— Tak jest.
— I na co ci, pytam, na co ci taki oto drobiazg. Wstyd nawet, aby człowiek w twoim wieku, z twoją sławą, zajmował się podobnemi fatałaszkami.
Lupin ujął za rękę swoją piastunkę i rzekł tonem uroczystym:
— Pytasz mnie, na co mi kryształowy korek, a czy wiesz, że jeśli go nie odszukam, Gilbert, nasz ukochany Gilbert (bo i ty przywiązana jesteś do niego) zapłacić może głową, nierozważny swój napad na willę Marji Teresy. Tak jest, Gilbert i Vaucheray są już bardzo bliscy gilotyny.
— Mniejsza o Vaucheray’a, ale Gilbert, taki dobry, poczciwy chłopak, a przytem delikatny jak pańskie dziecko. Nie dasz mu przecie zginąć. Takie biedactwo, muchyby to nie zabiło.
— A przecie siedzi pod zarzutem morderstwa. Vaucheray rzuca na niego całą odpowiedzialność za zabójstwo Leonarda, a że w dodatku nóż, który znaleziono obok zabitego, należał do Gilberta, wszystkie