Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego?
— Dlaczego? — rzekł z godnością Arsen, — Bo nie mogę pozwolić, aby tak ważne stanowisko zajmowanem było przez człowieka, który nie ma czystego sumienia. Nie chcę bynajmniej pańskiej zguby. Możesz postarać się, aby zrobiono pana posłem, ministrem lub kustoszem. — Ale na szefa policji nie nadajesz się pan wcale. Ten, który czuwa nad zdrowiem moralnem swego kraju, musi być człowiekiem nieskażonego charakteru, lub posiadać niezwykłe zdolności. Charakter pański pozostawia wiele do życzenia, a co się tyczy zdolności... Wybacz pan, ale w całej naszej sprawie okazałeś pan takie niedołęstwo...
Nie chcąc słuchać dalej tak niepochlebnej oceny własnej osoby, Prasville wzruszył ramionami i wyszedł. Po drodze zmienił rozporządzenia, wydane poprzednio swemu sekretarzowi, bo niestety uwięzienie Arsena nie leżało już w jego interesie.
Powróciwszy z pałacu Elizejskiego, Maurycy Prasville zastał Arsena chrapiącego spokojnie w fotelu dyrektorskim. Zbudził się jednak zaraz.
— I cóż? — zapytał.
— Wszystko załatwione. Ułaskawienie Gilberta zapewnione, a oto przyrzeczenie na piśmie.
— A 40.000 franków?
— Oto czek na tę kwotę.
— Dobrze. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak podziękować panu dyrektorowi za jego dobrą wolę — rzekł Arsen, kłaniając się uroczyście.
— A listy?
— Listy Józefa Vorenglade? Te wręczone zostaną panu we właściwym czasie. — Tymczasem pozostawiam panu dyrektorowi dwa z nich, które miąłem zamiar rozesłać dziś redakcjom dzienników.
Rzekłszy to Arsen wręczył szefowi policji sporą i kopertę, zamkniętą pięciu pieczęciami.
— A więc miałeś je pan przy sobie?