Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

telu przed biurkiem, jakby miał zamiar prowadzić długą rozmowę.
— Mówiłeś zatem, panie Nikol? — zaczął niedbale.
— Mówiłem, panie dyrektorze, że chcę prosić o przebaczenie, z powodu, iż nie stawiłem się wczoraj. Miałem różne przeszkody. Przedewszystkiem hrabianka de Mergy.
— Tak, wiem, hrabianka była rozdrażniona, a pan starałeś się ją uspokoić.
— W istocie, tak. Pan dyrektor jest dobrze powiadomiony, a przytem i sam potrzebowałem spoczynku.
— Co za bezczelność — pomyślał Prasville, który wiedział przecie dobrze o nocnej walce, stoczonej przez Arsena z lokatorami owej kamienicy, z której wysokości dokonał swego zamachu.
Drażniło to pana dyrektora, że mniemany Nikol krąży wymijająco, zamiast przystąpić prosto do rzeczy.
— Przyrzekłeś mi pan, jeśli się nic nie stanie, wydrzeć od Daubrecq’a jego sekret.
— Przyrzekłem, ale na nieszczęście Daubrecq był nieobecny.
— Czy tak?
— Wyprawiłem go do Paryża automobilem, który się zepsuł w drodze.
— A więc masz własny automobil, panie Nikol — zauważył szef policji, uśmiechając się przebiegle.
— Stare, mizerne pudło. Kupiłem je przy okazji za bezcen prawie. Na nieszczęście samochód nie przybył na czas. Panowie nie chcieliście odłożyć egzekucji, dlatego więc...
— Cóż dlatego?
— Musiałem użyć innego sposobu.
— Jakiego?
— Ależ panie dyrektorze, zdaje mi się, że pan