Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Następnie wsiedli do pociągu. Nie dłużył się im czas w drodze. Opowiadali sobie wzajemnie swoje przygody. Klarysa dowiedziała się, że depesza, którą otrzymała dnia poprzedniego, a która dodawała jej tyle otuchy w czasie okropnego jej sam na sam z Daubrecq’em, nie była wysłaną przez Arsena. Był to wybieg Daubrecq’a, który zwrócił się przeciw niemu.
— Ależ to cud, że pan przybyłeś tak w samą porę — zawołała hrabianka.
— Tak, to graniczy rzeczywiście z cudem — odparł Arsen.
Już kiedym jechał z San Remo do Genui, tknęło mnie coś nagle, tak, że chciałem wyskoczyć z wagonu, czemu Le Balu przeszkodził. — Było to w chwili odejścia pociągu. Spuściłem wtedy szybę i wychyliłem się z wagonu jak mogłem najgłębiej. I cóż ujrzałem? Portjer, który mi wręczył pani depeszę, zacierał ręce z wyrazem takiego zadowolenia, że nie miałem już żadnych wątpliwości. Wiedziałem już, że wyprowadzony jestem w pole, oszukany, wystrychnięty na dudka. Drżałem na myśl, że będzie zapóźno, lecz nie straciłem ostatków nadziei. Wyskoczyć w drodze z pociągu byłoby szaleństwem, któreby do niczego nie doprowadziło. Dojechałem więc do stacji, gdzie wysiedliśmy wraz z Le Balu. Na szczęście w tej chwili właśnie nadchodził pociąg, powracający do Francji. Wsiedliśmy do niego. W SanstRemo odszukałem natychmiast człowieka, który wysłał nam depeszę. Nie zdążył jeszcze wyjechać, bo musiał wpierw zmienić ubranie i przedzierżgnąć się w imć pana Jakóba, agenta Daubrecq’a.
— Widziałem go, jak wsiadał do wagonu, odjeżdżającego do Nicei, od tej chwili zwycięstwo miałem w ręku.
— I cóż potem? — pytała Klarysa, którą, mimo niepokoju, zajmowało opowiadanie Arsena.
— Potem wszystko już było bardzo proste. Od-