Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko wyznałam mu, że Gilbert jest moim bratem, odkryłam przed nim prawdziwe jego nazwisko.
— I dlaczego pani to uczyniła?
— Myślałam, że jeśli odkryje trybunałowi kim jest więzień, jeśli pomogę im do stwierdzenia jego tożsamości, wyrok wypadnie inaczej, a przynajmniej wykonanie jego zostanie opóźnione.
— I cóż pani odpowiedział adwokat?
— Powiedział, że to nic nie pomoże i wyroku nie zmieni, że przeciwnie tem ostrzej dochodzić będą winy popełnionej przez Juljana hrabiego de Mergy.
— Byłem tego pewny — odparł Arsen — a przytem wybacz hrabianko, ale zapominasz pani o głównym celu rozpoczętej przez siebie walki. Wszak nie ma§z pani prawa okrywać niesławą nazwiska swego ojca; cóżby się stało zresztą z małym Armandem?
Klarysa spuściła głowę i przyznała mu słuszność, Ale Arsen lękał się czego innego. Odgadywał z właściwą sobie przenikliwością, że hrabianka, przyprowadzona do ostateczności, zaczyna godzić się z myślą oddania swej ręki Daubrecq’owi, że sądzi, iż jej obowiązkiem jest uczynić z siebie ofiarę dla uratowania brata, postanowił nie dopuścić do tego za żadną cenę.
— Przypominam pani — rzekł prawie uroczyście — że mi pani przysięgła nie przedsiębrać nic bez mojej porady w naszej walce z Daubrecq’em, a zwłaszcza nie widywać się z nim, nie przyjmować od niego listów.
— Nie wiem nawet, gdzie on jest teraz — odparła wymijająco hrabianka.
Po tej rozmowie zakradło się między Arsenem a Klarysą jakby ziarno nieufności. Było to bardzo bolesne dla Arsena. Przedewszystkiem nie mógł zaprzeczyć, że jak dotąd, Daubrecq pobił go na każdym kroku. Nawet wtedy, gdy uwolnił go z więzienia, oswobadzając go zarazem od tortur zadawanych mu przez Sebastianiego, nawet wtedy Daubrecq nie zaufał mu ani przez chwilę, przeczuł jego zamiary i udaremnił