Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę sobie przypominać przeszłość, ilekroć tu przychodzę, aby się lepiej jeszcze nasycić zasłużonym odwetem. Wiem, że to już nie potrwa długo. Podejrzani ludzie kręcą się w okolicach tych ruin.
Prasville nasyła mi swoich szpiclów. Boi się biedaczysko o losy fatalnej listy. A ty milczysz upornie, milczysz wciąż. To nic. Przedłużasz przez to swoją niewolę. Musisz wkońcu przemówić. Stanie się to może dziś jeszcze. Ciekawe! Prawda? Doznasz wnet na własnej osobie, czem były średniowieczne tortury. Rachujesz możesz na pomoc, liczysz na przyjaciół? Nie, nie, wiesz równie dobrze jak ja, że taki wyrodek plemienia ludzkiego jak ty, nie może mieć przyjaciół. Chyba sam belzebub stanie w twojej obronie, chociaż sądzę, że i on pogardza takim jak ty kumotrem.A zresztą, gdyby ktoś pokusił się o wyswobodzenie cię stąd, nie dla twych pięknych oczywiście oczu, lecz dla twej listy — to i na to znajdzie się rada...
— Sebastiani! — rozkazał, zwracając się do Korsykanina — pokaźno temu ptaszkowi klatkę, do której go wsadzimy w razie ostatecznym.
Na ten rozkaz, Sebastiani przykląkł na podłodze i jakimś wiadomym sobie sposobem poruszył sztuczną sprężynę, poczem największa płyta kamienna, umieszczona pośrodku sali w podłodze odsunęła się, odsłaniając bezdenną czeluść.
— Patrz tylko — mówił margrabia. — To ostatnie schronienie dla twej marnej osoby. Tu strąci cię Sebastiani, w razie gdyby policja zapędziła się za tobą aż tutaj. Sam widzisz, że nie zapomniałem o niczem, wszystko przewidziałem, czy jeszcze chcesz się opierać? Czy się jeszcze nie przyznasz?
Daubrecq milczał wciąż. — Arsen słuchał tej rozmowy z bijącem sercem. Ostatnie słowa margrabiego wlały w niego tuchę. A więc Daubrecq nic jeszcze nie wyznał, nie było więc nic straconego, tajemnica kryształowego korka nie została odkrytą Albufex’owi. A jeśli Daubrecq powie coś wreszcie, jeśli oprawcy