Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To właśnie musiało być owe okno, przez które legendarny kochanek wykradł niegdyś więzioną hrabinę.
Naprawiono je widocznie od owego czasu, kto wie, może nawet w ostatnich czasach, bo krata nie była wcale zardzewiała.
Arsen posunął się leżąc plackiem aż do przeciwległego końca zakończonego kratą i podparłszy głowę na rękach, zapuścił do wnętrza ciekawy wzrok.
To co zobaczył, przenosiło go w odległe czasy i wydać się mogło bajką opowiadaną dla zdziwienia naiwnych słuchaczy, nie zaś rzeczywistością.
Miejsce, w którem się znajdował, było oknem, wyciętem wysoko w górze, w jednej ze ścian obszernej, ponurej sali, której sklepienie podtrzymywało kilka kamiennych filarów.
Wilgoć sączyła się po ścianach, zatęchła, spleśniała woń wydzielała się z każdego zda się kąta.
Podłoga wyłożona była szerokiemi kamiennemi płytami.
W sali tej nie było żadnych sprzętów prócz staroświeckiego, prostej budowy łóżka, na którem leżał skrępowany mocno więzień.
Poznał w nim Arsen posła Daubrecq’a, odróżnił dokładnie jego rysy, pomimo znacznej odległości, bo w nawpół ciemnej sali miejsce, gdzie leżał, było jedynym oświetlonym punktem.
Arsen zauważył odrazu wszystkie środki ostrożności, jakiemi otoczono jeńca. Nie dość, że Daubrecq był przymycowany do łóżka mocnym powrozem, ale jeszcze łóżko samo przykręcone było do podłogi zapomocą mocnych śrób.
Prócz tego ręce i stopy posła opasane były w kostce skórzanemi rzemykami. Lampa, ustawiona na kamiennym stole, oświecała doskonale twarz więźnia. Przy nim stało dwóch ludzi, a jednym z nich był margrabia Albufex. Arsen widział dokładnie jego pociągłe blade rysy i szpakowaty zarost z ostro za-