Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za nimi. O jakie sto metrów znajdował się skraj lasu. Tuż za nim ciągnęły się widne pośród drzew wzgórza, pokryte bujną roślinnością.
Albufex i Sebastiani wyszli szybkim krokiem z lasu, jakby dążyli do dobrze im znanego miejsca. Zanim Arsen zdołał wydobyć się z pośród krzewów, bowiem nie śmiał zdążać otwartą ścieżką, znikli mu z przed oczu pośród skał.
Arsen uważał za niebezpieczne dłuższe tu przebywanie. Ustroń ta była widocznie dobrze strzeżona. Przytem, zaraz po odjeździe markiza, zauważył wąską smugę dymu, strzelającą w górę z pomiędzy skał. Znajdowało się tam więc jakieś ludzkie mieszkanie.
Na dziś miał już dosyć swych odkryć i postanowił wrócić do Paryża.
Przed odejściem dokonał jeszcze paru zdjęć malowniczej miejscowości, która służyła widocznie za mieszkanie rodzinne Sebastianiego.
W powrocie nie zaznał żadnych szczególnych przygód. Odnalazł bez trudności swego konia, pasącego się w lesie, a potem zatrzymał się jeszcze w gospodzie leśnej dla upozorowania swej dłuższej nieobecności tem, że zbłądził w lesie.
Zamówił szklankę wina, którą podała mu zażywna jejmość, będąca zapewne właścicielką gospody. Wykazywała tyle gadatliwości, że wreszcie postanowił z niej skorzystać.
Pytała go, gdzie był przed chwilą, więc opisał, jak to zagłębiał się w gąszcza, aż przyszedł na brzeg rzeki i widział tam dziwne skały i wzgórza, których nie mógł dokładnie rozróżnić, bowiem przeszkadzało mu w tem bujne podszycie.
— Ach, więc pan był w ruinach zamku Mortepierre — rzekła bufetowa.
Ruiny zamku? A więc te szare skały nad rzeką są to ruiny, że też odrazu się tego nie domyślił.