Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wanych jak w jego powiecie nie wiele znajdzie w kraju ― to też przebiegaliśmy je w szalonem tempie, podziwiając po drodze prześliczną kulturę ziemi i żyzne łany w obszernych majątkach tego wzorowego obywatela i gospodarza powiatu. Sami nie wiedząc kiedy dotarliśmy do starej baszty niegdyś broniącej wejścia do okopów św. Trójcy, a o zachodzącym zmroku stanęliśmy w tej... dziurze.
Ani co zjeść, ani gdzie zanocować ― i już, już rozpacz nas się chwytała, gdy przyszła mi szczęśliwa myśl uciec się pod opiekę żandarmeryi. I nie wyszedłem na tem źle. ― Komendant posterunku z całą uprzejmością, udzielił nam bezinteresownie noclegu, za który niech nam tu wolno będzie złożyć jemu i kolegom jego serdeczne podziękowanie.
We wtorek dnia 26 lipca już o 5 rano byliśmy na nogach, pilno nam bowiem było jak najprędzej dostać się do Kamieńca. Pożegnawszy uprzejmie gościnnych naszych gospodarzy, ruszyliśmy żywo ku granicy. Tuż przed mostem na Zbruczu spostrzegliśmy austryackich strażników, którzy oglądnąwszy nas i nasze maszyny, bez zwłoki i jakichkolwiek formalności, pozwolili nam jechać dalej. Połowa mostu należy do nas, droga już do Rosyi, tuż za mostem spuszczony na ziemi łańcuch, a przy nim rosyjski objeszczyk. Wykazaliśmy się przepustkami, wystawionemi przez starostę borszczowskiego i wkroczy-