Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
355

Wy chcecie pieśni, ni kwiatu do wieńca,
Co by śród uczty mogła was pochwalić,
A jabym pragnął wam w ogniu rumieńca
Rozmiękłe dusze jak zbroję ostalić.

O! żal się Boże — tak młode pacholę,
Zamiast miłować, muszę nienawidzić,
I jasne czoło omarszczać w mozole,
I czyste usta wykrzywiać, i — szydzić.

Wciąż się szamocę, szukając sposobów
Jak by was zmężnić — wszystkie drogi mylne!
A więc z pochodnią wstąpić chcę do grobów,
Na jaw wygrzebię czyny podmogilne.

Dawnych olbrzymów przed wami postawię
I z nimi wskrzeszę cały świat zamarły;
Może choć wtenczas, przy waszej niesławie,
Z wstydem przyznacie że jesteście — karły.

Może choć wtenczas, stojąc na pręgierzu
Przed sądem świata, przed własnem sumieniem,
Przyznacie sami że rdzę na puklerzu
Można zmyć tylko własnej krwi strumieniem!