Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
353

Za czyjem, Panie! gdy nie Twem skinieniem,
Z dłoni ich krwawe wypadły oręże?
Pod czyjem, Panie! gdy nie Twojem tchnieniem
Dzieci w godzinę dojrzały na męże?
A kto raz w życiu zaznał taką chwilę,
Ten nie zapomni — chyba już w mogile!

Pięć dusz spełniło tę ofiarę krwawą,
Choć krew obfitszym polała się zdrojem —
O pięknaś była rozpaczą, Warszawo!
Ale piękniejsza, bo straszna spokojem;
Bo miałaś postać owej lwiej macierze,
Która na gnieździe lwiąt skrwawionych strzeże.

I wielkim bolem trzy dni‘śmy boleli,
I trzy dni długie płakali bez końca,
Łkaniem sieroty, rozpaczą Racheli:
Czwartego błysnął jasny promień słońca.
I uwiliśmy pięć koron cierniowych,
I pięć uszczknęli gałęzi palmowych.

Pod tem to godłem pokoju i zgody,
Wszystko to co nas dzieliło pospołu:
Waśnie przesądne, spleśniałe zarody,
Znieśliśmy na dno do jednego dołu.