Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słuchasz mnie pani, i blask dziwny oczy ci promieni. Lubię te oczy zasłuchanych blasków... Lubię ci mówić dalekiej to, co nie było i śmiać się z tego, co było. Lubię cię, której niema... Ale czekaj pani, opowiem ci inną powieść...

∗             ∗

Szedłem ulicą Warszawy zmęczony daleką podróżą... Nogi miałem spuchnięte i przystawałem co chwila, żeby odpocząć. Ale przechodniom nie podobało się, że im za dużo miejsca zajmuję.
— Poco to to chodzi? — dziwili się.
Stanął masarz w drzwiach sklepu, mrugnął okiem pogardliwie i rzekł:
— Znam cię, nędzoto. Nie wart jesteś, że żyjesz. Funta kiełbasy nie masz za co kupić.
Z wysokiego kozła spojrzał na mnie dorożkarz nienawistnie i złorzeczył:
— Wlecz się, wlecz, podły człowieku. Dziecko mi z głodu zdycha, a ty mi czterdziestu groszy nie dasz zarobić.
Przechodziła strojna dama chodnikiem, wydęła usta lekceważąco:
— Zejdź z mojej drogi, bo mi blask brylan-