Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przechodząc raz przez podwórko, spostrzegłem śliczne dziewczę. Brunetka. Córka urzędnika jakiegoś...
Utuczona była i wyfryzowana dostatnio, a jednak w oczach przebijało znużenie. Znać, czekała już długo ze swemi objęciami, i nikt nie przychodził po jej hojność. To ją gniewało. Siedziała znudzona w oknie, jak pies na upale, a wyglądała, jak anioł.
Postanowiłem ją podrażnić trochę.
Przebiegłem schody.
Wyszła z matką.
— Przepraszam najmocniej panie. To tu pokoik do wynajęcia?
Zdziwiły się.
— A kto panu mówił?
— Wszak na karcie...
— Karta? Nie, myśmy jeszcze nie wywiesiły. Ale w istocie mamy zamiar. Pewnie stróż panu mówił?
— Pozwolą panie obejrzeć?
— Prosimy.
Brunetka z niechęcią obejrzała moje ubranie i skrzywiła się.
Matka mrugnęła na nią...