Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miasta rówieśnicy moi uczyli się katechizmu i gimnastyki.
Wróciłem z pierwszej wycieczki... Obuwie miałem przemoczone, lecz w oczach iskry się zatliły... Ojciec uląkł się widocznie, że mu zadużo wiosny pod jego dach wnoszę, uląkł się tych iskier w mych źrenicach.
— Gdzie byłeś? — spytał groźnie.
Szesnaście lat miałem zaledwie, nie umiałem być jeszcze winowajcą, ani obrońcą swej słuszności, oczy na dół spuściłem i ukryłem się przed ojcem w milczeniu. Odtąd chowałem się już przed nim zawsze; ani razu twarzy mu nie pokazałem.
— Spojrzyj, jak wyglądasz — mówił. W lustrze się przyjrzyj. Cały w błocie. Niczem włóczęga. Ludziom wstyd pokazać.
Na palcach wyszedłem do pokoju sióstr, które układały właśnie z przyjaciółką jakąś zabawę taneczną.
Ale Stacha, ukochana Stacha, fantazji mej królewna, nie podała mi ręki na przywitanie.
— Słyszałam, że pan już skończył gimnazjum — rzekła z uśmiechem.
— Tak, pani! — odparłem... — z odznaczeniem.