Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawiść. Stróż wepchnął mnie do pokoju mego rodzicielskiego domu, niosąc za mną czarny atestat moich przeznaczeń.
Ojciec spojrzał, odczytał w jednej chwili wszystko.
— O, ojcze, ojcze! czemużeś wtedy mej potęgi nie przesylabizował?
Bałem się, że mnie bić będą... Oczy pod stopy ojcowskie chowałem. Trwożył wyrostka wstyd siepanego rózgami ciała.
Ale ojciec, w ambicji swej zabity, nieruchomo siedział — smutek sfałdowany bielił mu policzki.
— Złamana karjera, zwichnięty los...
Tyle tylko z ust jego słyszałem.
A matka chustką łzy ocierała i patrzyła na mnie okiem wzmożonej bólem miłości.
— Co będzie z ciebie, synu niedobry?
I tak łkała żałośnie, aż jej płaczu szelesty wtargnęły do dziewiczego pokoju sióstr moich. Wybiegły z włosami kwieciem i wstęgami przetykanymi; wybiegły takie niewinne, a tak już wtedy życia jarmarkowi zaprzedane.
— Ładnie was urządził braciszek... Ze szkół go wydalili — rzekł ojciec.