Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pieszczot zapomnienie dać, pocałunkami żar w jego oczach od nowa obudzić...
I w zapamiętaniu tej swojej jedynej miłości żyła niejako w ustawnym śnie marzenia, w ustawnem, a coraz niecierpliwszem, coraz bardziej pragnącem czekaniu.
Serce jej nie znało już dzisiaj innych uczuć i innych porywów, prócz wspomnień najdokładniejszych o nim, prócz marzeń najczarowniejszych, prócz snów najpłomienniejszych o nim.
Dusza jej zaniosła się w ten zaświat swój i zdziwiona niem i zaczarowana trwała w nieustannem niejako zachwyceniu, bielała i stawała się coraz bardziej skrytą, namiętną i tajemniczą.
Miłość — weszła do niej — niby wiosna w las...
Wszystko, co było w pączkach, wszystko, co żyło ciche i rozkwitu z trwogą oczekujące, wszystko, co niedawało znaku ni mocy ni piękna swego, — rozbłysło nagle siłą urody niepojętej, rozpłomieniło się barwami przecudnemi, i jęło lśnić i błyskać niby łąka ranną rosą pokryta w promieniach wschodzącego słońca.
To dla niego, to tylko dla niego! — szeptały radośnie jej usta, — dla niego pieśń rozkwitu mej duszy, dla niego serca zachwyty i czary, myśli i marzenia, sny i uniesienia!
Dla niego to wszystko, dla niego i tylko dla niego!
Miłość dla niego! Wiosna mego ciała dla niego! Piękne są moje nogi, piękne piersi, piękne me ramiona i szyja, i oczy najpiękniejsze!
Dla niego! dla niego! dla niego!