Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Takie dziwne, takie dziwne było to uczucie.
Było — jakgdyby kwiat czarny, który szczęśliwemu, pełnemu nadziei człowiekowi podrzucą nagle pod stopy.
A człowiek ów drgnie, — i szczęście, i nadzieja znikną i opuszczą go...
— Panie — trącił go w ramię Karoński — chodźmy!
— Chodźmy — powtórzył jak echo Rudzki, a po chwili jął mówić gorączkowo. Do kawiarni. Czekają mnie towarzysze, wszyscy młodzi. Będziemy pić i śpiewać! Nie śmiem prosić, lecz chodź pan ze mną. —
— Dobrze — Karoński ujął go pod rękę, a drugą czyniąc jakiś gest nieokreślony, dodał z przedziwnym uśmiechem:
— Wy... młodzi... —